NAZYWAM SIĘ...
WŁODZIMIERZ WOLNY, urodziłem się 3 sierpnia 1921, w Krakowie na ul. Wrocławskiej. Jako jednorocznego człowieczka ojciec, który był kolejarzem, przywiózł mnie tutaj na Wolę Duchacką i tu mieszkam od 1923 roku. Przedtem, jeszcze jak nie było ulic to pod numerem 213, później była to ulica Słoneczna 23, a potem i do dnia dzisiejszego ulica Osowskiego, też numer 23. Ta uliczka, na której teraz mieszkam jest maleńka ale nazywała się już: Przekątna, Przykopy, Przykopy Boczna, Wspólna, Dobczycka, Graniczna. Byłem jednym z pięciu braci, czwartym z rzędu...
BYŁA TO SOBOTA
Pierwszego rano, godzina 4.20, to dokładnie pamiętam, była to sobota, obudziły
mnie takie straszne huki. Zerwaliśmy się - Co się dzieje? - Pierwsze bomby upadły na ulicę Warszawską, po lewej stronie jak się idzie od placu Matejki tam jest klasztor zakonnic i tam pierwsze bomby upadły.
Później dopiero na Rakowice. Wylecieliśmy więc na ulicę, patrzę polskie samoloty - pewnie "Łosie", bo to takie piękne, ładne, srebrne samoloty, tak się świeciło to do słoneczka. Książkę miałem od mojego przyszłego szwagra, który był pilotem w II Lotniczym no i dał mi cały ten wykaz, taką grubą księgę. No i tak szukam, szukam, tak patrzę się na te znaki, coś mi nie pasuje, bo przecież angielskie miały kółko i francuskie też miały kółko trójbarwne, a tutaj jakieś coś czerwone, jakieś krzyże....
No i postrzelały, postrzelały, uspokoiło się trochę. Poszedłem z mamą na Dworzec Towarowy, po pensję dla ojca. Wracając, na wysokości ulicy Wawrzyńca na Starowiślnej syreny strasznie huczą, myślę - Co jest?! - Lecą jakieś samoloty i strzelają tak jak nie wiem co! I wszyscy mówią polskie, polskie...
A nareszcie oni na gazownię, na elektrownię na Wawrzyńca zaczęły zrzucać bomby. I był straszny popłoch, tak my w bramy pouciekali, przyszliśmy do domu no i dopiero wtenczas się dowiedzieliśmy,
że zaczęła się wojna...
MIĘDZY DOBRYMI LUDŹMI
Moim marzeniem było pracować z młodzieżą, bo stale od małego dziecka, dosłownie od 5 roku życia przebywałem w różnych organizacjach. W pierwszych zuchach byłem w II Drużynie Kolejowej na Dworcu Głównym. To była II Drużyna Chorągwi Krakowskiej. W Woli Duchackiej, od 31 roku byłem w harcerstwie, później byłem w Związku Strzeleckim, a po wojnie tak jak chciałem uczyłem w szkole na Loretańskiej, to jest w Technikum Elektrycznym, 15 lat i na Kazimierza Wielkiego w Szkole Elektromontażu, gdzie wykładałem automatykę urządzeń dźwigowych. Potem jeszcze pracowałem przez 10 lat z chłopakami z poprawczaka z Witkowic. Stamtąd, jak obliczyłem wyszło spod moich rąk 250. ludzi. Moje marzenia się spełniły - do dzisiejszego dnia jestem między ludźmi, między bardzo dobrymi, miłymi ludźmi.