NAZYWAM SIĘ...
STANISŁAWA PYSAR, urodziłam się 5 maja 1924 w Podgórzu, gdzie mieszkałam rok. Potem przeniosłam się wraz z rodziną na Wolę Duchacką. Pracowałam jako: intendentka przedszkolna, magazynier, kasjer w Banku Spółdzielczym.
TEGO SIĘ NIE DA OPOWIEDZIEĆ...
Pierwszy dzień wojny... to był piątek, 1 września. Na praktykę poszłam. No i właśnie rano, jakeśmy się obudziły, tatuś nas woła: "Chodźcie, chodźcie, zobaczcie..." bo to miał być nalot, alarm przeciwlotniczy. No i właśnie były już samoloty, biły się. Myśmy nie wiedzieli jeszcze, bo radia nie było, że to już wojna wybuchła, bo tylko mówili, że będą alarmy, takie pokazy: jak to się zachować.
Widzieliśmy te samoloty, tatuś nam pokazał. Tatuś poszedł do pracy, a ja o 7.00 poszłam z mamą, bo miałam pracować: róg Garncarskiej i Łobzowskiej. Tam poszłam pierwszy dzień do tej pracy. Przyszliśmy pod most na Starowiślnej. Tam nie wolno przejść przez most, bo już było: "Tu Karol, tu Karol, czekolada, nadchodzi..." przez radio nadawane. Musieliśmy czekać, aż odwołają alarm, to wtedy wsiedliśmy w tramwaj, już na Starowiślnej za mostem, no i tam dojechaliśmy, doszliśmy do tej Łobzowskiej, no i tam już zostałam.
Po południu, wtedy 1 września, ja wiem, która mogła być godzina... 17:00? Tak jakoś... ale widno jeszcze było. Przed zamknięciem słychać było samoloty i widzieliśmy jak wszyscy wylecieli, bo usłyszeli huk. Widać było gdzie stacja radiowa, pierwsze bomby tam właśnie spadły, koło Kopca Kościuszki ... i dworzec, to były pierwsze bomby, które spadły. Wszyscy wychodzili, było słychać "Buuuuuuuu", tam było chyba z sześć samolotów i nagle jeden zaczął za drugim pikować i słyszeliśmy wybuchy. Ludzie już wtedy wiedzieli, że wojna wybuchła. W sobotę jak poszłam, to już nie mogłam wrócić do domu i poszłam z tym szefem i z jego córką, bo jego córka pracowała w zakładzie, poszłam do nich do. Tam niedaleko wojsko stało, koszary wojskowe. Te samoloty słychać było, właśnie tam na Kamiennej uderzyło kobietę,
miała urwaną całą rękę. Tam pompa była, ludzie po wodę przychodzili i ona właśnie szła z wiaderkami po wodę. Dostała, po prostu dostała odłamkiem. No ja już nie wróciłam wtedy do domu, tatuś wieczorem przyszedł po mnie, zabrał mnie.
W poniedziałek wybraliśmy się w świat, jak to się mówi. Wszyscy. Uciekaliśmy przed siebie. Po drodze widziało się żołnierzy leżących w rowie, konie... Doszliśmy na piechotę do Podłęża. Tam była mojej siostry chrzestna, tam żeśmy przenocowali z poniedziałku na wtorek.
We wtorek wybraliśmy się... oni wóz, mieli, krowę wzięli, no i wszystko, co tam można było na wóz i wybraliśmy się dalej przed siebie.
Doszliśmy do Ujścia Solnego. Tam... much, Boże. Do takiego domku weszliśmy, to nie widać było szyb, tylko same muchy. Coś okropnego.
Tam w tym Ujściu Solnym, jakeśmy byli w tym domu, rano wstałyśmy, dzieci poszły, bo to te muchy nie dały spać, poszłyśmy na drogę. Cały czas mówili, że Francja nam pomaga, że Francuzi nam pomogą. Poszłyśmy na tą drogę, a ci szli... nasi żołnierze pokaleczeni, jedni drugich podtrzymywali, wozy jechały jedną stroną ludzi napchane tam i dzieci, drugą stroną to wojsko uciekał o na wschód. No, okropne było. Rano, wcześnie było - bo to nie można wcale było spać - patrzymy jadą motory. Takie jasne mundury, takie jak niebieskie. Myśmy myśleli, że to Francuzi. Witamy, rękami do nich machamy. Oni zatrzymali się na motorach, też zaczęli nas po buzi głaskać, mówili... no, nie rozumiało się... Ja tak patrzę Boże hakenkreuz. Myśmy się odwróciły i poszły do domu. Mówimy, że są Niemcy. Nie chcieli nam wierzyć.
Pamiętam... Nie śmiejcie się, ale ja wam powiem... Potrzebowałam za swoją potrzebą i jak to na wsi były te wychodki. Poszłam tam się załatwić. Proszę sobie wyobrazić samolot. Jak zobaczyłam tę deskę; raz, że była brudna, ta woda i te robaki, co się tam... Ja do końca życia będę pamiętać. Dużo wody i te robaczki takie białe, tak się tego... Ja sobie myślę, jak wyjść tylko za próg tej ubikacji,
żeby mnie przypadkiem nie trafiła kula, no bo oni siekali z tych samolotów. To jest nie do opowiedzenia. Ludzie uciekają, a oni sieką.
To się nie da powiedzieć, jak to wygląda. Leci samolot, zresztą na filmach się nie raz widzi, tu tyle ludzi na drodze jest, nagle każdy na złamanie karku, gdzie tylko może się
kryje. Ja akurat tam byłam w tej ubikacji. Tak się bałam. Mówię, tak po prostu te drzwi otworzyć, żeby chociaż wyjść tylko na tę murawę, żebym się tam przypadkiem nie utopiła, żeby mnie żywcem te robaki nie zjadły. To coś okropnego było.
Jaka to jest męka, jak ci ludzie idą, każdy się pcha, każdy przed siebie idzie i nie wie, gdzie. Przyjechaliśmy nad Wisłę w Niepołomicach.
Tam przeprawiali promem na drugą stronę. Myśmy się chcieli dostać na drugą stronę ale moja siostra zaginęła, zaplątała się w tym tłumie i nie
mogliśmy wejść przez nią na ten prom.. Może to i dobrze, bo w tej chwili nadleciał samolot i rąbnął!
Zaczęli zrzucać i trafiło w prom. Jak to wszystko... ręce, nogi, leciało do góry. Wojsko, bo stało wojsko, strzelali i z karabinu, i z armatek.
Wreszcie trafili w ten samolot. Jak był ryk, krzyk, jak padło w ten prom, a jak ten samolot zaczął się palić, to wszyscy jakby zwariowali,
zaczęli znowu się cieszyć. To jest nie do powiedzenia, to jest nie do opisania, jak to wyglądało. Okropnie. No i myśmy właśnie przez to,
że ta moja siostra zginęła zostali po prawej stronie.
Później wracaliśmy już z powrotem do domu. Po drodze okropne rzeczy widziało się po tych bombardowaniach, ludzi, konie... no okropne.
Wróciłyśmy chyba 7 września. Ujście Solne niedaleko, tośmy wrócili na piechotę do domu. Tatuś nie szedł, powiedział - "Ja jak mam zginąć,
to w swoim domu". Przychodzimy do domu... Wszystko było w porządku. Pokój cały był założony gruszkami, bo one już dojrzały.
Trzy wchodziły na kilogram, olbrzymie. Tatuś mówi: "Po co wyście... tyle umęczeni, udręczeni".
PRZESTAĆ SIĘ BAĆ...
Żeby się skończyła i żeby już była wolność, żeby już nie trzeba było się bać. Ten strach. Nawet jak pani jechała w tramwaju,
czy pani gdzieś szła, to pani nie wiedziała, co panią spotka. To było najgorsze i jeszcze tak, jak szła pani, widziała pani te listy,
tyle ludzi powieszonych, tyle jest zabitych, tyle zastrzelonych. Okropne.