NAZYWAM SIĘ...
Wiesław Żarnecki, mgr inż. architekt, architekt i urbanista, współautor planu przestrzennego Starego Podgórza i współautora planu
generalnego miasta Krakowa (w tym planie zajmowałem się prawobrzeżną częścią Krakowa). Pracowałem od 1956 roku z przerwą w latach 1959-60, później do 1970 roku - do czasu przeniesienia się do Warszawy. Podgórze musiałem poznać na piechotę - tak jak listonosz, który ma wszystkie obwody jednoosobowo pod sobą.
TO NIE BYŁY NASZE „ŁOSIE”.
Świetnie pamiętam. Z okna na ulicy, na drugim piętrze na Alei Krasińskiego. Okno jadalni wychodziło w kierunku stadionu Cracovii. Nadleciały pierwsze samoloty niemieckie, z kierunku Biblioteki Jagiellońskiej, staliśmy w oknie, mój ojciec, moja matka, ja, cała rodzina, patrzyliśmy nad te nadlatujące samoloty. Ja byłem świetnie rozeznany w polskich „Łosiach”, „Karasiach” i innych, zacząłem krzyczeć: „Patrzcie lecą polskie „Łosie”! A mój ojciec zresztą lekarz jeszcze z I wojny światowej z armii austriackiej, który spędził trochę czasu na froncie włoskim mówił: „Synu, popatrz, przecież one mają krzyże na swoich kadłubach” więc to wtedy nie były nasze „Łosie”...
I widziałem pierwszą bombę, która spadła i uszkodziła tor kolarski na boisku Cracovii. Oczywiście myśmy wszyscy młodzi tam natychmiast pobiegli i długie lata miałem kawałek skorupy tej bomby, która się tam wtedy rozprysła i uszkodziła tor. Więc to był mój pierwszy kontakt z wojną, choć już wcześniej jako harcerz brałem czynny udział w działaniach obronnych na wypadek wybuchu wojny. Oczywiście syreny, strzelające wybuchy przeciwlotniczych działek...
To było w rejonach 7 rano, kiedy te niemieckie samoloty wziąłem za polskie „Łosie”.
TU I TERAZ
Nie pamiętam żadnych marzeń....
Myślę, że w mojej młodej głowie żyłem tym co się działo. To było pasjonujące, to było tym, z czym byłem związany w harcerstwie polskim.
Tak naprawdę przecież właściwie straciłem rodzinę i dom...