NAZYWAM SIĘ...
BARBARA SZAFRUGA-FARYNIARZ, urodziłam się w roku 1930 w Krakowie. W Podgórzu mieszkałam od roku 1933 do 1946.
PIĘĆ LAT... JAKBYŚMY WIEDZIELI OD POCZĄTKU...
1 września 1939 roku obudził mnie rano głośny płacz mamy. Usiadłam na łóżku, byłam sama w domu i pytam: "Mamusiu, czemu tak płaczesz?", a mama mi odpowiedziała: "Słuchaj, wybuchła wojna. Niemcy już przekroczyli granice Polski". Miałam wtedy 9 lat,
nie bardzo zdawałam sobie sprawę, co to znaczy w ogóle wojna. No, mama już jedną rzeżyła, więc doskonale wiedziała, ale te niepokoje przedwojenne, to już taki dziecięcy strach jakby, też niepokój, że wiedziałam, że coś złego się stało. Taki moment pamiętam i w tym dniu później zeszłam na I piętro. Mieszkała tam taka pani Stefa z ojcem emerytem. Bardzo lubiliśmy się i oczywiście jak mi się coś nudziło często tam chodziłam do nich. Wtedy pan Suder naklejał ukośnie, tak nie na krzyż, tylko tak po przekątnej każdą szybę z osobna, bo obawialiśmy się nalotów i żeby te szyby... Zresztą bardzo dużo ludzi to robiło. No i wtedy przelatywał samolot niemiecki bardzo nisko i ta córka mówi: "Tatusiu, tatusiu, zejdź, bo jak bomba jakaś spadnie..." No i tyle pamiętam z tego pierwszego dnia.
No, na pewno na drugi dzień to znowu też wszyscy spotykaliśmy się w piwnicy, bo baliśmy się nalotów, bo te samoloty...
i pamiętam, że ojciec mnie trzymał na rękach i w piwnicy, i ci sąsiedzi... Wszyscy denerwowani. Jakoś dyskutowali, ale mama nigdzie nie wychodziła i nas też trzymała w tej piwnicy. "Nie chcę słuchać, nie chcę wiedzieć, co ci ludzie mówią". No i tyle mam do powiedzenia z pierwszego dnia wojny.
ŻEBY JUŻ ICH NIE BYŁO...
Żeby nie było Niemców. Oni nam przeszkadzali na każdym kroku. Ten strach. Wiadomo było, że to swoje życie będzie można zacząć jakoś układać, ale oni muszą najpierw zniknąć, muszą iść. Te mundury, te hełmy, karabin. Ta taka przemoc, taka siła, taka nasza bezradność. Te napisy NUR FÜR DEUTSCHE i NUR FÜR DEUTSCHE.
No, bardzo koszmarny był to czas.