STANISŁAW JAKUBCZYK

NAZYWAM SIĘ...


STANISŁAW JAKUBCZYK, urodziłem się w 1916 roku, a więc w połowie wojny światowej, w Lubatowej. Tam chodziłem do szkoły podstawowej. Po skończeniu szkoły dostałem się jako praktykant do artysty malarza Władysława Lisowskiego w Sanoku. Dostałem się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. W Podgórzu mieszkam od 1960 roku, blisko 50 lat. Przeprowadziliśmy się do Podgórza z Pędzichowa. Mieszkaliśmy tam pod 13, mieszkania 13, no i mieszkaliśmy tam przez 13 miesięcy trzy trzynastki ale nic się specjalnie złego tam nie wydarzyło. Jestem seniorem członków założycieli tutejszej spółdzielni, seniorem w Związku Plastyków.... Malarze dość długo żyją.


PRZESZLIŚMY 65 KILOMETRÓW


Wojna nas nie zaskoczyła, dlatego, że już kilka dni, tzn. kilka miesięcy napięcie narastało. W ostatnich dniach było już całkiem pewne, że wojna wybuchnie. Nawet ja zgłosiłem się do Wadowic, do Powiatowej Komendy Uzupełnień jako ochotnik, no bo wiadomo, wojna wybucha, a ja podlegałem właśnie pod to, ale nie przyjęto mnie. Powiedziano, że będą specjalne ogłoszenia jeżeli trzeba będzie. 

Wojna, jak wspomniałem, zastała mnie w Alwerni. To jest takie miasteczko koło Krzeszowic. Ja tam malowałem. 

Byłem studentem Akademii Sztuk Pięknych. Akurat w 1939 roku przeszedłem na III rok, ale już miałem dość dużo rutyny 

w malarstwie kościelnym, bo wykonywałem te rzeczy. Tak, że dostałem zamówienie, taką pracę w Klasztorze Bernardynów w Alwerni właśnie i ja tam tą polichromię zacząłem wykonywać. Ale to napięcie narastało, narastało i tam właśnie ta wojna mnie zastała. 

Ale, jak mówię, dwa dni wcześniej ja już prawie byłem pewny, że wojna wybuchnie. Inni też. Tylko byliśmy przekonani, że przebieg tej wojny będzie absolutnie różny od tego, jak potem to się stało. 

Nawet jak wojna wybuchła, to optymizm jednak u Polaków był. Widziało się te tragedie, o których zresztą za chwilkę mogę wspomnieć; te historie z ucieczkami, ale jednak pewna nadzieja była. Polska miała przecież pakt z Francją, z Anglią. Liczyliśmy na to, że wypowiedzą wojnę i oczywiście przyjdą nam z pomocą. No, wojnę wypowiedzieli, ale z pomocą żadną nie przyszli. 

Wówczas przynajmniej. Nic palcem nie ruszyli. Polska była osamotniona. 


No, ale wracając jeszcze do mnie... Nie na drugi dzień... Na drugi dzień to jeszcze człowiek był taki zdezorientowany... nie na drugi, tylko... 

W pierwszym dniu wojny już wiedzieliśmy, że błyskawicznie armia niemiecka się posuwa. I na drugi dzień wojny przełożony Wojciech Kozubal przełożony Bernardynów wszystkie precjoza klasztorne zebrał, takie te kosztowności do walizeczki. Dał to jednemu z młodych ojców Serafinowi, który, nawiasem mówiąc, też malarstwem się trochę zajmował i dał mu polecenie, żeby uciekał, żeby szedł. Bo on został na miejscu, a ten ojciec Serafin taki młody, niedawno wyświęcony wziął tą walizeczkę i razem ze mną i trzeci taki towarzysz organista klasztorny, który pochodził ze stron moich rodzinnych.

I we trójkę zaczęliśmy uciekać, ale na Kraków już się nie dało iść, bo się okazało, że dostaliśmy wieści, że armia niemiecka już posuwa się w stronę Krakowa, więc skierowaliśmy się raczej tak trochę na północ: na Skałę, na Ojców, na Proszowice i później dostaliśmy się... Ta ucieczka to była gehenna. W pierwszym dniu, właśnie w tym pierwszym dniu wojny przeszliśmy 65 kilometrów. To był mój rekord. 

Ja dużo chodziłem, ale jednak tych 65 kilometrów dziennie nie osiągnąłem już nigdy. Oczywiście nóg się nie czuło. Jak człowiek się w jakiejś tam stodole położył, rano trzeba wstać, bo Niemcy tuż, tuż są. No więc wstaliśmy i jakoś doszliśmy do Wisły. Tam jeszcze most w Opatowie nie był wysadzony w powietrze, bo wysadzono go zaraz po naszym przejściu. 






Byliśmy świadkami jak polska armia w popłochu się cofała, w dezorganizacji takiej. Bałagan taki był. 

Pamiętam taki epizodzik Na jednej plebanii... To było tam gdzieś już w północnej części, już było przed Opatowem. Na plebanii byliśmy i akurat przyszła jakaś kobieta. Ma zawiniątko takie na rękach, Mówi: "Ja mam dziecko, małe dziecko umarło mi. Niech ksiądz pochowa". A ksiądz mówi: “No ja nie wiem, ja się boję, ja nie mogę pochować. Przecież dochodzenie jakieś. Ja nie wiem, co się z tym dzieckiem stało" i nie pochował tego dziecka.

Niedaleko widzieliśmy... Jakiś taki starszy mężczyzna uciekał z rodziną, ale zmarł. Na atak serca chyba, może ze zmęczenia. Leżał tak na trawie przy drodze. Rodzina poszła dalej, jego zostawiła tak tutaj na miejscu. 


DOKOŃCZYĆ STUDIA


No, planów żadnych... trudno było zakładać, jeżeli już zorientowałem się, że Niemcy robią takie błyskawiczne postępy. Zaczęliśmy wszyscy wątpić. Miało się nadzieję, ale ta nadzieja coraz bardziej nikła, coraz bardziej zmniejszała się, bo przecież wiadomo było jak już... jeszcze wcześniej została Francja zajęta, Belgia, Holandia, te wszystkie kraje, później Bałkany całe, później Rosja, później Stalingrad... To trudno było jakoś mieć pewność, że to się jakoś odwróci. No, ale ta nadzieja nie opuszczała. 

Moim pragnieniem było po prostu po wojnie dokończyć studia, dostać się z powrotem na akademię, co się zresztą stało, bo w 1945 roku, a więc dwa miesiące po przyjściu Sowietów... Kraków już 18 stycznia został wyzwolony... W marcu dostałem się tutaj do Krakowa z żoną, (w międzyczasie w czasie wojny ożeniłem się...) Żona stąd, z Krakowa pochodziła Akurat akademia otwarła te podwoje, zapisałemsię z powrotem, tzn. nie trzeba było się zapisać. Doliczono nam za okres wojny jeden rok, tak że od razu dostałem się nie na III, tylko na IV rok.



Posłuchaj nagrania...

WIĘCEJ WSPOMNIEŃ...

ZOFIA I TADEUSZ BEDNARSCY

MARIA MŁYNARSKA

MARIA NOWAK

MICHALINA UZNAŃSKA

MIECZYSŁAWA KONIOR

SABINA ZOBOLEWICZ

ZBIGNIEW PALIWODA

STANISŁAWA PYSAR

TADEUSZ KUCZ

TADEUSZ SAFJAN

WIESŁAW ŻARDECKI

WŁODZIMIERZ WOLNY

ZBIGNIEW DANISZEWSKI

ZENONA STRÓŻYK STULGIŃSKA

TADEUSZ STULGIŃSKI

BARBARA SZAFRUGA-FARYNIARZ

MARIAN JĘDO

MARIAN ZIELIŃSKI

RYSZARD HOROWITZ