ZENONA STRÓŻYK – STULGIŃSKA

NAZYWAM SIĘ...


ZENONA STRÓŻYK - STULGIŃSKA, mieszkam w Podgórzu od 1942 roku, najpierw z konieczności, a potem z wyboru. Tutaj także znalazłam sobie pracę w Młodzieżowym Domu Kultury, tutaj na Czackiego, a także znalazłam sobie męża Tadeusza Stulgińskiego. 

Od 40 lat ma w Podgórzu działkę, którą z rozkoszą uprawiam i która stała się nieustającym źródłem inspiracji i materiałów do tworzenia biżuterii. Muszę jeszcze dodać, że na roguulicy św. Kingi i Limanowskiego moja mama Cecylia Stróżykowa przez blisko 30 lat prowadziła pracownie kapeluszy damskich. Jestem autorką książki “dziewczynka z tamtych lat”. Zawarłam w niej moje wspomnienia i wrażenia z okresu okupacji.



UCIEKAŁA CAŁA POLSKA


Pierwszy dzień wojny, 1 września... jakoś mi go trudno opisać, bo rozmył się w poprzedzających i następnych dniach, a także dlatego, że "na ucieczce" nie miałam kalendarza. A tak, "na ucieczce". To słowo zaistniało pod koniec sierpnia 1939 roku . Udać się "na ucieczkę" znaczyło oddalić się od miejsca zamieszkania, od domu i uciekać przed Niemcami, wojną, zagrożeniem na wschód. Takie były zalecenia władz. Gdy mieszkało się dosłownie na granicy polsko-niemieckiej jak my w Rawiczu może było to uzasadnione ale uciekała cała Polska. Czym i dokąd nie wiadomo, byle dalej na wschód. Także nasi rodzice zdecydowali się wysłać nas - dwie dziewczynki - Jankę 13- letnią i mnie Zenię 9-letnią same ale ze znajomymi państwem Siekierkowskimi i ich dziećmi: Milą i Bogdanem do Borku oddalonego o 40 kilometrów od Rawicza. Nie wiem jaki to był dzień, gdy stłoczone na tylnym siedzeniu w autobusie jechałyśmy gęstymi od zwierząt i różnych pojazdów szosami. W Gostyniu zobaczyłyśmy naszego ulubionego wujka Stasia Dworniczaka. Wzięty do wojska do tzw. Obrony Narodowej stał z karabinem i pilnował mostu na rzece Kani. Już nigdy więcej go nie zobaczyłyśmy...

reszcie Borek. Jakieś zabudowania gospodarcze, duży dziedziniec, małe pomieszczenie w przyziemiu - to całe nasze schronienie. 

Śpimy jak sardynki w puszcze na swoich rzeczach. Bogdan dowcipkuje, że można się obracać na drugi bok tylko na komendę. Śpię dobrze jak nigdy, bo cały dzień biegam z miejscowymi dziećmi, chodzę do kościoła, do cudownego obrazu Matki Boskiej Boreckiej. Rodzice przyjeżdżają na rowerach zaraz, jak tato dostał w pracy zwolnienie i wypłatę trzymiesięcznej pensji. Nic się nie dzieje. Tylko drogą też "na ucieczkę" idą niezliczone stada krów z okolicznych majątków. Znające dotąd drogę z obory na pastwisko i z powrotem, rasowe i wypielęgnowane, teraz obolałe od kilometrowych marszów, nie napojone, nie wydojone, z ciężkimi od mleka wymionami, zgnojone i zakurzone toczą dookoła te piękne nic nie rozumiejące oczy i ryczą tak rozpaczliwie, że słyszę to do dziś. Jeszcze bardziej zrozpaczone są małe cielisie, które zgubiły mamy. Setki racic wzniecają tumany kurzu. Równie przerażeni jak zwierzęta są poganiacze ale byle dalej 

na wschód, byle nie dać im wpaść w niemieckie łapy. Na próżno. Wkrótce elegancko, prawie pokojowo zjawiają się Niemcy. Łaskawie pozwalają nam wracać. Zgaszeni, przygnębieni, upokorzeni wracamy do domu, do Rawicza.





JAK WRÓCIMY DO DOMU...


Ponieważ zostaliśmy wysiedleni z Rawicza w marcu 1940 roku, w ciągu dwóch godzin i po długich różnych tarapatach, perypetiach i znaleźliśmy się w Krakowie, to stale się mówiło, "że jak wrócimy do domu"... Czyli do Rawicza. Chcieliśmy wracać do domu, za tym się 

tęskniło, niestety nie mogliśmy sobie uświadomić, że tego domu już nie ma... Mieszkaliśmy w koszmarnych warunkach prawie do samego końca wojny. Marzyłam, żeby mieszkać chociaż podobnie jak większość moich krakowskich koleżanek. Brakowało stale czegoś słodkiego - cukru, słodyczy. Potrafiłam raz dopadłszy kilogram cukierków, które tatuś gdzieś w jakiejś firmie zarobił i które ja miałam przenieść, zjeść 

większą ilość. Poza tym bardzo mi brakowało lektury. I to było moje kolejne marzenie, żeby wreszcie przeczytać porządną, właściwą dla mojego wieku książkę, nie tylko jakieś szmatławe romansidła, których czasem, gdzieś u znajomych dopadałam.

Czy coś się spełniło? Do Rawicza nie wróciliśmy bo nie było do czego, nie było naszych mebli, poza tym okazało się, że tutaj mamy już porządne mieszkanie i chodzimy obydwie z siostrą do szkoły. 

Mogłam w różnych późniejszych okresach życia jeść słodyczy ile chciałam. 

Natychmiast po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku dopadłam dwóch skrzyń naszych wyprowadzających się z kamienicy sąsiadów i mogłam sobie tam do woli wybierać odpowiednie dla siebie lektury, za którymi dotąd na próżno tęskniłam - jak chociażby "Trylogię". Mogłam się już ładnie ubierać, bo jakoś rodziców już było więcej na to stać.


Posłuchaj nagrania...

WIĘCEJ WSPOMNIEŃ...

ZOFIA I TADEUSZ BEDNARSCY

MARIA MŁYNARSKA

MARIA NOWAK

MICHALINA UZNAŃSKA

MIECZYSŁAWA KONIOR

MARIAN JĘDO

ZBIGNIEW PALIWODA

SABINA ZOBOLEWICZ

TADEUSZ KUCZ

TADEUSZ SAFJAN

WIESŁAW ŻARDECKI

WŁODZIMIERZ WOLNY

ZBIGNIEW DANISZEWSKI

STANISLAWA PYSAR

TADEUSZ STULGIŃSKI

BARBARA SZAFRUGA-FARYNIARZ

STANISLAW JAKUBCZYK

MARIAN ZIELIŃSKI

RYSZARD HOROWITZ